List do M

Patrzę dziś na Ciebie zupełnie inaczej, z dużym dystansem i akceptacją Twoich wyborów, pomimo że są marne. Kiedyś tak bardzo pragnęłam Twojego przebudzenia, pragnęłam byś była tym, kim być powinnaś, najlepszą mamą na świecie, taką która jest obecna, daje wsparcie i miłość, ale Ty nie dałaś rady, bo słuchałaś wciąż nie tego głosu co trzeba. Twój egotyczny umysł, wiara w niego, totalnie Cię pogrążyła w strachu, beznadziejności i pretensjach. Priorytetem niebyły dzieci, a kłótnie.

Zupełnie nie zrozumiałaś swojej roli. Przegapiłaś moje, moich sióstr, brata dzieciństwo i dorosłość, niby byłaś, ale tak naprawdę Cię nie było, ani w naszym życiu, ani nawet w Twoim Cię nie ma nadal, wyglądasz jakbyś spała, była wciąż nieobecna, nieświadoma tego, co się dzieje i z czego co wynika. Totalnie się zagubiłaś, a to wszystko dzięki temu, że nie uzdrowiłaś ran z przeszłości, nie podjęłaś się refleksji.

Wciąż mówiłaś do mnie o sobie, dzień po dniu, zabijając we mnie to, co najlepsze, dzień po dniu zamiast budować we mnie poczucie własnej wartości, podcinałaś mi skrzydła, codzienną krytyką i pretensjami. Pokazałaś mi świat swoimi oczyma, nie ma w nim szczęścia i miłości, a jest beznadziejność i ból, tak, beznadziejność i ból, wciąż jest w Twoim świecie, minęło wiele lat, ale nic się nie zmieniło w Twoim nastawieniu do życia, wciąż nie potrafisz przyznać się do błędów, powiedzieć przepraszam, wciąż wybierasz ignorancję zamiast edukacji, wciąż ranisz siebie.

Dziś, już nie możesz zranić mnie, bo jestem świadoma tego, że to ja wybieram reakcję na to, co mnie spotyka. Wybrałam taką, która jest zgodna ze mną, otaczam się ludźmi, którzy mnie kochają i kibicują mi, Ciebie nie ma na tej liście, można rzec, że to nawet Twój wybór, bo nie masz ochoty się zmienić, ani pracować nad sobą, a ja chcę iść do przodu i obiecałam sobie, że już nigdy nie pozwolę, by ktoś mnie tak ranił, jak Ty przez te kilkanaście lat, a jak wiesz, choć wątpię, słowa dotrzymuje. Nasze drogi naturalnie się rozeszły, po prostu nie po drodze nam.

Czy nienawidzę Cię za to jak mnie traktowałaś? Szczerze? Nie, współczuje Ci, bo dziś wiem, że tak naprawdę to wszystko, co robiłaś mi, robiłaś przede wszystkim sobie.

Dziś wiem, że dałaś mi to, co dano Tobie, gdy byłaś dzieckiem, nie przepracowałaś tego, będąc dorosła, nie podjęłaś się refleksji, nie umiałaś odróżnić ziarna od plew, nie wiedziałaś, jak wielką odpowiedzialnością jest rodzicielstwo, a udawałaś, że wiesz, choć totalnie nie wiedziałaś, jak się w tej roli odnaleźć, jak wychować mądrze dzieci i nie próbowałaś się tego dowiedzieć. Każdy z nas popełnia błędy, ja również, ale różnimy się tym, że ja potrafię powiedzieć przepraszam, nawaliłam, a Ty nie, trwasz w fałszu, pomimo tylu nieszczęść, produkujesz kolejne. W ogóle mnie nie znasz, tak sobie myślę, jak można z czymś takim żyć? No tak, można, jeśli kieruje się w życiu wiarą w egotyczny umysł, umysł który się boi, oskarża, osądza, obwinia, krytykuje, narzeka, czepia się, walczy, nie pozwoli na szczęście, na radość, na miłość, póki rządzi. Póki jest kierownikiem, życie jest przygnębiające, pełne frustracji, niezadowolenia. Nikt Ci nie powiedział, a Ty nie szukałaś wyzwolenia od tego, dziś usłyszysz je ode mnie rodzicielko.

Serce jest odpowiedzią i wyzwoleniem z tych kajdan niemocy, bólu i beznadziejności.

Głos serca, którego słucham doprowadził mnie do zrozumienia Twojej historii, w której widzę przyczynę i skutek, konsekwencje.

Moje serce pełne życzliwości podjęło decyzję, że chcę Ci wybaczyć, bo tak naprawdę żal raniłby przede wszystkim mnie, a ja nie chcę siebie ranić, nie jest to nawet możliwe, bo kocham siebie. Pracowałam wiele lat nad tym, by odzyskać siebie, zaakceptować, pokochać. Dałam radę, ale jak wiesz, nie wszystkim Twoim dzieciom się udało.

Czy czujesz się za to odpowiedzialna? Nie wiem, przecież nie da rady z Tobą porozmawiać, odzywa się tylko chory umysł, który ma zapalenie ego: mam rację, wszystko mi się należy. Nie da rady z nim dyskutować, więc nie dyskutuję.

Nie zajmuję się już zmianą Ciebie, bo wiem, że to nie działa, kim jestem, by to robić, skoro nawet bóg nie reaguje, widocznie takie ma być Twoje życie i z szacunku do Twoich wyborów, tego jak żyjesz, nie ma mnie w nim, nie wtrącam się w nie, bo rozumiem, że jedyną osobą, którą mogę zmieniać jestem ja i tym się właśnie zajmuje. Rozumiem już, że nie mogę Cię uratować, w końcu próbowałam przez większość swojego życia, ale bez efektów.

Dziś już nie próbuje, a nie próbuje, bo szanuje i rozumiem, że Twoje życie to Twoja odpowiedzialność, a moje, to moja, widzę wyraźnie tę granicę i nie przekraczam jej.

Dziękuję Ci za to, że pokazałaś mi jak nie chcę żyć, pokazałaś co nie działa, zbudowałam siebie na tym i czerpię dziś z życia szczęście, kocham i jestem kochana, daje z siebie to, co najpiękniejsze, cieszę się dniem, doceniam. Jak widzisz, nie żyje w urazach za przeszłość, bo potrafię dziś wybrać to, co mnie uszczęśliwia. Wybieram więc przebaczenie, bo przerwanie tego gówna, które śmierdzi z pokolenia na pokolenie, wydaje się najsensowniejsze. Wybieram budowanie pięknej przyszłości, poprzez radosne działanie w teraźniejszości. Oczywiście, że wciąż życzę Ci tego byś doznała w życiu szczęścia i miłości, nie mogę przecież życzyć Ci czegoś, czego we mnie nie ma, czegoś co jest niezgodne ze mną.

Ale czy to możliwe?

Tak, jeśli zaczniesz słuchać serca, a przestaniesz żyć w strachu, pod dyktando chorego umysłu, jeśli go przeprogramujesz jest na to szansa, jeśli będzie Ci służył tylko do zdrowej analizy i refleksji będzie lepiej.

Czy to zrobisz? Nie wiem, nie zabiegam dziś już o to, Twoje życie, Twój wybór.

Similar Posts

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.